niedziela, 31 sierpnia 2008

Myśl

Kiedy jeden poeta mówi z sympatią duchową o drugim poecie, to, co powiada jest dwakroć prawdziwe.
Gaston Bachelard

piątek, 29 sierpnia 2008

Piosenka

1.Nie chowaj się za rogiem
pokaż twarz i te ciepłe dłonie
wykrzycz całemu światu
że przeszłość zostawiasz

2.Odrzuć pozory
wdepnij w banał a poczujesz
że ja też zamknięta jestem
w papierowym domku

Ref: podaj dłoń i jeśli chcesz
jeszcze raz scałuj piegi których nie mam
spójrz w te pospolite oczy
być może pobiegniemy tam gdzie na niebie nie ma gwiazd

czwartek, 28 sierpnia 2008

Schody


Cierpienie uszlachetnia
A kto to niby powiedział?
Ja lubię się nim zaciągać
Bo to takie modne
Jak moje czerwone polakierowane paznokcie
A Ty przejedziesz koło mojego domu
Za dwadzieścia lat
I poczujesz zapach zmywacza
(…)

środa, 27 sierpnia 2008

Uczta

Zaprosiłeś mnie na kolację
romantyczną
przy świecach
przy długim hebanowym stole
zasiedliśmy naprzeciwko
Na srebrnej paterze
Inkrustowanej złotem
Wniesiono główne danie
moje przerośnięte serce
w sosie kłamstwa
i patrzyłam jak
ostrym nożem
odkrawasz
kawałki mojego organu
i rzucasz na pożarcie psom
(…)
Byłam jak torebka zielonej herbaty
Pachnąca i pełna nadziei
Oblałeś mnie wrzątkiem
Razem z parą uleciała moja
DUSZA

tryptyk

1.
Jeszcze wierzę
w żyletkę
i tolka banana
w precyzyjne cięcia
i stare piosenki
2.
Życie to namiastka kaszanki
to wino z ołtarza
które niby zamienia się w krew
to wrzód na dupie
każdego człowieka
3.
Pobawmy się
kostką rubika
a potem połóż mnie na torach
choć raz pojadę
inter city

sayōnara

zabrał wszystko
te okulary
coco chanel
tego murakamiego
w sztywnej okładce
ten vinyl moon river
a ona została
zamknięta w szafie
z chodakiem w dłoni
by być jak midori kobayashi



















tacie i mamie

wtorek, 26 sierpnia 2008

LA SOLITUDE (z franc. samotność)

„jest cała ziemia samotnośći(...)
jest całe morze samotności(...)
jest całe niebo samotności(...)”
H. Poświatowska

Pogrążam się w otchłani samotności
całując usta wolności
Z popiołu wspomnień
marnych filuternych spienionych
próbuję coś odczytać
alfabetem Braille’a
Jak ćpun bez hery
jak oddech bez życia
jak pocałunek bez ust
Idę
Próżnia wypełnia moje ciało
i niczym puszka leżąca na wysypisku
Żebrzę o trochę bliskości
Próbuje zburzyć szklaną barierę
dzielącą resztki zgorzkniałej świadomości
od surrealistycznego świata
Szkło rozcina powietrze
i moją skórę
Brzdęk tłuczonego życia

STOJĘ I KORALE

Stoję
Przytulona do drzewa
Wiatr bawi się moim kosmykiem
Czuję jego jedwabistość
A deszcz obmywa mnie z grzechów
Wychodzących z różanego obrazu
W postaci smoły
O tak!!! czarnej
Moja zielona tweedowa spódnica
Ma odcień grzechu
Lecz stoję tu – on zostanie zmazany
Kocham deszcz


Powiedz boisz się???
Ja nie bo mgła otula
Mnie jak Twoje ramiona kiedyś
Za dużo serc zostało zranionych
A moje kocie oczy widzą to
Smutne jest
Niebo prawdy
Może jestem zagubiona
Może się boję
Nie
I tak zawsze byłam
Sama
Nie kłamie
Nie teraz


Moje buty brudne i czyste
Moje buty moje serce
Martwe i żywe
Całe moje życie
Moja dusza
Najpiękniejsza
Piękniejsza niż kiedykolwiek
Bo
Jestem sama
Głupie wrony
Przylatują i dziobią
Moje
Kocie oczy
Są ślepe i jestem sama


I w końcu mam tylko ciało
Czyste i miękkie
I usta
Pogryzione Twoimi zębami
I plecy z pręgami
Jak tygrys syberyjski
Nie chcę wiedzieć
Kim jestem
Ważne że jestem
Jestem choć sama
Zawsze sama
Nie upokarzam
Nikogo


Rozgryzłam korale na
Mojej szyi
Upadły i ja upadłam
Urodziły i umarłam

ODBICIE

Spójrz w lustro!
Co widzisz?
Duszę diabła czy anioła?
A może po prostu siebie?

Wspomnieniami patrzysz w zakamarki ciała?
Zatrzymaj się!
Nie możesz oszukiwać krystalicznego lustra.
Ważna jest teraźniejszość.

Spójrz w siebie!
Co widzisz?
Intelektualistę czy materialistę?
A może po prostu człowieka?

KALEJDOSKOP

Czekam
Na Ciebie
Wśród czerwonych, plastykowych
Siedzeń przystanku
Wiosna..........
Zasadziłam ziarnko nadziei
Głęboko w sercu
Podlewam je
Tęsknymi westchnieniami
Wiosenny wietrzyk, pachnący bzem
Bawi się moim kosmykiem
A szmaragdowy pierścionek
Mruga do mnie przyjaźnie
Lato..........
Palce lepkie od lodów pistacjowych
Oczy pieką od patrzenia
W drogę
Roślinka rośnie
Niecierpliwie wybiegam
Na spotkanie
MZK
Naręcze nagietek upada
Na pustym chodniku
Tylko ja
Lato znika z drzew
Jesień..........
Zdobi złotem dni
Deszcz całuje moje usta
Śpiewam razem z wiatrem
Roślinka o kolorze trawy
Staje się
Brązowa
Udaję, że tego nie widzę
Nie widzę łez
Słonych, moich łez
W gęstej mgle
Próbuje wychwycić zarys autobusu
Ale chmura myśli o Tobie
Czadzi duszę
Zima..........
Śnieg zmroził stopy
Ale ja wciąż czekam
Na Ciebie
Ukradkiem uczę się pomału
Żyć sama ze sobą
Pod opieką białego puchu
On tuli mnie
Biel pachnie bielą
Czas płynie, ucieka
Nie liczę pustych dni
Ktoś wyrywa roślinkę
Z korzeniami
W pieszczocie chwili
Nic nie czuję
Upadam w otchłań
Nicości i cierpienia
Nie ma już nic
I nic nie będzie
Zamykam zielone oczy
Przekwitła w nich nadzieja
I miłość
Nie będę grzać się w iskierkach
Tamtych Dni
Oswoiłam się z myślami
Teraz biel, tylko biel
Nie ma bólu
Nawet wtedy, gdy
gwałtownie wyrwana z rytmy
kalejdoskopu pór
niczym serce z martwej
piersi
utulona promieniami
zachodzącego słońca
Widzę Ciebie
Oczyma duszy
Wychodzącego z autobusu
Z nią
A szmaragdowy pierścionek
Mruga do mnie drwiąco